Strony

10 sty 2012

Długie opowiadanie cz.I "Nie - pewność"

Opowiadanie napisałam kilka lat temu i nie ma nic wspólnego ze mną i moim życiem.
                                                          I
 Mieszkałam na pięknej polskiej wsi otoczonej lasem, górkami pełnymi łąk i śpiewu ptaków. Zapach trawy suszącej się na słońcu, pianie kogutów o poranku i wiecznie szczekający pies. Najpiękniejsze wspomnienia beztroskiego życia….
Wracając do lat młodości wracam do swojego ukochanego miejsca, do którego chodziłam w chwilach zwątpienia - stary kamieniołom. Mieszkańcy wsi po drugiej wojnie światowej, w tym właśnie miejscu wykopywali kamienie i sprzedawali je na budowę domów czy dróg. Znajdował się on na skraju sosnowego lasu. Wchodząc do niego miało się uczucie spadania coraz niżej i niżej, a kamienie otaczały schodzącego z każdej strony. Jeśli się, im dobrze przyjrzało, to można było ujrzeć skamieniałe muszle, morskie porosty, a nawet szkielety ryb.
To co pozostało po tamtych czasach porosło mchami, dzikimi kwiatami i trawą.
Z tym miejscem miałam wiele innych - radosnych wspomnień: ogniska pełne zabaw, śpiewu, żartów i wygłupów.

Wieczorami, często siadałam w gronie starszych osób i słuchałam historii o morzu, które było na tym terenie przed tysiącami lat, opowiadano także o duchach, które zamieszkiwały lasy i stary kamieniołom, o czarownicach i zatopionej w bagnie karczmie.
Wszystkie te historie były niesamowite i pobudzały wyobraźnię dziecka. Życie na wsi było takie spokojne, czas płynie tam w innym tempie. Ludzie pomagają sobie bez zobowiązań, bez złości. Jedyną wadą mieszkania w małych miejscowościach jest brak dyskrecji, każdy każdego zna i wszystko o, nim wie. Najmniejsza plotka rozchodzi się w bardzo szybkim tempie…
Utrudnia to życie, a czasem potrafi j zniszczyć.
Moje dzieciństwo nie należało do udanych. Rodzice rozstali się, gdy byłam dzieckiem. Zawsze brakowało mi obecności ojca. Kontakty z, nim miałam ograniczone, a z czasem nie chciałam go widywać. Miałam żal, bo odszedł i założył drugą rodzinę. Na początku nie mogłam zrozumieć dlaczego, mnie nie kochał, po latach dowiedziałam się, że pragnął syna.
Był rozczarowany, że urodziłam się ja, tym bardziej, że mama nie mogła mieć więcej dzieci. Przy moim porodzie nastąpiły komplikacje i kolejna ciąża zagrażała jej życiu.
Tak wiec wychowywałam się bez ojca, co w późniejszym życiu dało o sobie znać. Będąc nastolatką, nie liczyłam się z uczuciami innych. Zależało mi jedynie na dobrej zabawie.
Nie uważałam się za piękność - sto siedemdziesiąt cm wzrostu, długie blond włosy, piwne oczy, jasna cera, ale miałam powodzenie u chłopaków, któro wykorzystywałam do własnych potrzeb. Raniłam każdego, który się do mnie zbliżył i nie odczuwałam wyrzutów sumienia. Uważałam, iż żaden chłopak nie zasługuje na współczucie ani na moją miłość. To tak jak bym mściła się na ojcu.
Byłam także buntowniczką z wyboru, lubiłam dobrą zabawę, a ryzyko było czymś podniecającym. Wszystkiego rodzaju imprezy, zabawy dawały mi siłę do dalszego życia. Był to szalony okres, pełen zwariowanych, a czasem głupich pomysłów.
Przez moje szaleństwa bardzo często kłóciłam się z mamą. Nasze stosunki z każdym tygodniem ulegały pogorszeniu. Doszło do tego, że nie potrafiłyśmy ze sobą rozmawiać, w końcu dała za wygraną i nie wtrącała się w moje sprawy.
Uwielbiałam czarny kolor i prawie całą garderobę posiadałam w tym odcieniu. Nawet włosy z pewnym momencie przemalowałam na czarno. Kochałam muzykę i taniec. Kiedy byłam na parkiecie potrafiłam zapomnieć o wszystkim. Uwielbiałam film „ Darty dancing” z Patrickiem Swayze. Oglądałam go ze sto razy. Dawał mi w pewien tajemniczy sposób nadzieję na lepsze jutro.
Miałam także swoje hobby - fotografowanie. W chwili, gdy brałam aparat do ręki nie liczyło się nic. Swoją przyszłość wiązałam z tym zajęciem. Marzyłam, że będę znanym fotografem, moje prace będą wystawiane w galeriach – takie zwykłe młodzieńcze iluzje.
Lubiłam robić zdjęcia krajobrazów i zakochanym parom, czułam ich szczęście i miłość. Czytając Romeo i Julię myślałam o pięknej miłości, ale i o szczęśliwym zakończeniu. W głębi duszy pragnęłam tego uczucia, ale nie wierzyłam, że jest mi pisane. Nigdy nie lubiłam zimy, zawsze nudziłam się o tej porze roku i miewałam głupie pomysły.
Pewnego mroźnego dnia przyszedł mi do głowy jeden z nich.
Wybrałam się do wróżki, chociaż nigdy nie wierzyłam w bajki o przeznaczeniu.
Tak dla zabicia czasu, chciałam dowiedzieć się, czy przeżyje coś wyjątkowego w swoim niezbyt uroczym życiu. Wchodząc do twierdzy wybranej wróżki, przeszedł po mnie zimny dreszcz, a ciało sparaliżował strach. Ciemność ogarniała całe pomieszczenie. Zapach kadzideł roznosił się wokoło, a w sercu kłębiło się dziwne uczucie.
Znachorka zaskoczyła mnie swoim wyglądem - młoda, ładna, a jej oczy… były bardzo dziwne. Od razu pożałowałam, że w ogóle tam weszłam. Serce biło mi jak opętane, a krew napłynęła w ogromnych ilościach na policzki. Miałam wrażenie, iż się palą, mimo to zadałam pytanie drżącym, niepewnym głosem;
- Czy przeżyję coś ekscytującego…coś o odmieni moje dotychczasowe życie?
Patrzyła na mnie swoimi dużymi, okrągłymi oczami i powiedziała…
- Czeka cię wiele radości, cierpienia i bólu. W życiu zawodowym odniesiesz sukces. Jednak bądź ostrożna w swoich uczuciach, zastanów się, nim komuś oddasz serce! Nie podejmuj pochopnych decyzji…
Odpowiedz była krótka, ciekawa, a zarazem przerażająca. Szybko wyszłam nie czekając na ciąg dalszy. Strach wziął górę nad rozumem. - Ale wymyśliłaś wariatko - wyrzucałam sobie w duchu.
Słów wróżki nie potraktowałam poważnie.
Przepełniona strachem wróciłam do domu, za wszelką cenę starałam się zapomnieć o przestrodze i nikomu nie powiedziałam o dziwacznym pomyśle. Zajęłam się przygotowaniami do studniówki.