Autor: Jennifer L. Armentrout Wydawnictwo: Filia Premiera: czerwiec 2016 Cykl:Dark Elements tom 2 Stron: 555 |
Tom pierwszy zakończył się dość drastycznie i niespodziewanie zastawiając we mnie głód, który trudno zaspokoić, jednak to nie pierwszy raz, że Armentrout tak niespodziewanie zakańcza opowieść. W końcu wiem co się wydarzyło dalej...
Layla cierpi po stracie Rotha, jest święcie przekonana, że demoniczny chłopak przechodzi katusze w piekle. Jakie więc jest jej zaskoczenie, gdy Roth pojawia się w posiadłości strażników. Layla jest szczęśliwa jak i zaszokowana, jednak kubeł zimnej wody dostaje w chwili, gdy Roth okazuje się obojętny na nią i jej troski. Załamana Layla próbuje być silna, gdyż pojawianie się Rotha nie jest bezcelowe. Podczas rytuału, który został przerwany narodził się demon, który dotykiem wysysa z ludzi duszę i tworzy z nich upiorów.
Layla chcąc nie chcąc musi współpracować z Rothem. Jednak nie jest łatwo. Layla traci swój dar widzenia dusz i nie może oszacować zagrożenia, które czai się tuż za nią.
Layla od lat marzyła o Zaynie, jednak wiedziała, że ich związek nie jest możliwy. A jednak...Zayne w końcu otwiera oczy Layli i ...nieoficjalnie zostają parą i mogą sobie pozwolić na więcej niż przytulanie.
Layla jakby miała mało problemów sercowych dochodzą jeszcze problemy z Abbotem - ojcem Zayne a zarazem strażnikiem, który wychowywał ją jak córkę do czasu...Abbot przestał ufać dziewczynie, ba podejrzewa ją o różne rzeczy, szala przeważa się w chwili, gdy dochodzi do małego wypadku...
Dlaczego Roth zachowuje się dziwacznie? Kto jest odpowiedzialny za śmierć uczniów? Czy Layla ma z tym coś wspólnego? Kto uratuje nastolatkę, gdy będzie gorąco jak w piekle?
Treść choć dotyczy demonów i strażników to w przeważającej mierze jest to utwór romantyczny, pełny wzlotów i upadków sercowych. Literatka tak wykreowała męskich bohaterów, że osobiście mam rozdarte serce, za którym trzymać kciuki. Roth choć odrzuca Laylę nie robi tego bez przyczyny. Targają nim sprzeczne emocje (dlaczego - dowiadujemy się w późniejszym etapie powieści). Zayne jest bardziej spokojny, rozważny i opiekuńczy, ale stracił wiele punktów, gdyż za późno zaczął dawać sygnały Layli. Nastolatka natomiast jest jak chorągiewka, w którą stronę wiatr zawieje. W tej kwestii trochę mnie irytowała, gdyż sama nie wiedziała, z którym chłopakiem (jeśli mogę ich tak określić) ma być. Te trójkąciki w powieściach potrafią dobić całkowicie czytelnika.
Miałam nadzieję, że chociaż końcówka da mi jakieś wskazówki, a okazuje się, że nic z tego.
Jeśli chodzi o zakończenie tomu drugiego...cóż jest zaskakujące. Ogólnie końcowe rozdziały są dynamiczne i ogłupiające.
Czytanie książki w moim przypadku było niczym zapadnięcie w trans, ale niestety tak działają na mnie powieści tej autorki. Dla szybkiego poznania fabuły byłam w stanie zerwać noc a rano przypominać zombie aniżeli człowieka. Faktycznie fabuła jest romantyczna, ale i zawiła. Literatka krąży, krąży, tworzy klimat, bawi się uczuciami czytelnika, a później robi "niespodziewajkę".
Armentrout pisze prostym stylem, potrafi jednak tak konstruować fabułę, że wkroczenie do jej wyimaginowanego świata jest bardzo szybkie, gorzej jest go opuścić. Literatka poza tym potrafi tak manipulować bohaterami i wydarzeniami, że cała uwaga czytelnika jest na nich stuprocentowo skupiona.
Czytając "Arktyczny dotyk" odfrunęłam na białej chmurce wysoko zapominając o wszystkim. Treść jest bajkowa, bardzo romantyczna, słodka z odrobiną goryczy, ma także lekkie wady, ale na nie patrzę przez różowe okulary - nie potrafię krytycznie ocenić powieści. Powodem są dwaj męscy bohaterowie. Zakończenie jest najmniej satysfakcjonujące, gdyż twórczyni dalej zostawiła mnie z niedosytem.