Strony

21 gru 2017

MANWHORE i MANWHORE+1

Autor: Katy Evans
Wydawnictwo: Kobiece
Premiera: 2016, 2017
Cykl: Manwhore tom 1 i 2
Stron: 399, 381

Na książki "manwhore"  skusiłam się, gdyż osoby, które już je czytały, dość dobrze wypowiadały się na ich temat. Obie części opisują historię Rachel i Malcolma - ich romansu doprawionego szczyptą pikanterii. Nie było sensu tworzyć dwóch odrębnych opinii, gdyż obie części mogłyby być jednym obszernym tomem.
Zaczynając czytać w sumie nie wiedziałam czego się spodziewać, ale nie podejrzewałam, że jest to mieszanka: cyklu o Greyu + elementy filmu z 2003 "Jak stracić chłopaka w 10 dni" oraz "Kopciuszka" dwudziestego pierwszego wieku.


Dlaczego pierwsze do głowy przyszedł mi Grey? Otóż powieść "manwhore" zaczyna się podobnie. Rachel ma napisać artykuł ( taki bardziej kompromitujący) o Malcolmie Sait ( święty - akurat to on nie jest). Gdy dostaje dziesięć minut na wywiad( dostaje ptasiego mózgu, gdy wchodzi do gabinetu) za pierwszym razem niewiele się dowiaduje, stara się o kolejne spotkanie, aż w końcu aby osiągnąć cel idzie do klubu...jakby nie patrzeć Saint zaczyna zapraszać Rachel na spotkania bardziej prywatne. W końcu Rachel traci głowę dla Saita...ale co z jej artykułem? Cóż, gdy już zaczynają ze sobą sypiać ( przeciętna liczba scen łóżkowych) Rachel w końcu rezygnuje ze zlecenia...niestety jest za późno...Gdyż jest osoba, która ujawnia pierwsze zamiary Rachel względem bogatego biznesmena.
Czy Sait będzie w stanie przebaczyć Rachel?

Ponownie dlaczego Grey? Ona szara myszka, trochę mniej cnotliwa niż Ana, ale niezbyt doświadczona, trafia w sidła bogatego biznesmena, który ma za to duże doświadczenie seksualne aczkolwiek normalne potrzeby (brak pokoju zabaw), który przez lata nie trafił na swoją połowę, aż spotkał ją... ( takie rzeczy tylko w książkach)Skojarzenie z filmem - tam bohaterka też miała napisać artykuł o niedostępnym mężczyźnie, i wydarzenia rozgrywają się w podobnym schemacie,  a Kopciuszek...otóż historia jest wyciągnięta z opowiadań dla dzieci, romantyczna, słodka z małą liczbą dramatów. Mamy księcia, który ratuje Rachel...ale to jest typowa bajkowa perspektywa, bo w realu...takie historie zdarzają się tylko w snach.

Nigdy nie czytałam typowych harlekinów, ale mam wrażenie, że 'manwhore" jest w ich klimatach...historia jest bardzo romantyczna, ale mało dramatyczna, mało w niej przeszkód...wszystko idzie gładko jak po maśle. Typowe romasidło zaopatrzone w sceny erotyczne.

Nie mogę jednak całkowicie zaliczyć fabuły do erotyków, gdyż sceny łóżkowe ( w drugiej części jest ich więcej...dużo więcej) są delikatne (pomijając słownictwo) nie bulwersują, ale są mało erotyczne, powtarzalne...trochę nudne.

Rachel nie jest złą bohaterką, ale czasem jej zachowanie i myślenie mnie irytowało. Niby polubiłam tę postać, ale nie całkiem. Malcolm jest ciekawszą postacią, ale...właśnie autorka narratorem zrobiła tylko Rachel i naprawdę bardzo mi brakowało wydarzeń widzianych oczami męskiego bohatera.
Zawsze zwracam też uwagę na postacie drugoplanowe, które tym razem odgrywają minimalną rolę, i które w jakiś szczególny sposób mnie nie urzekły.

Kurcze mam wrażenie, że moja opinia na charakter bardziej krytyczny, ale nie było aż tak źle. Może faktycznie autorka za bardzo wyidealizowała fabułę, może za bardzo ją przesłodziła, ale czytanie było bardzo dość przyjemne, lekkie, fabuła wzbudzała  umiarkowaną ciekawość. Fakt faktem, że tom pierwszy jest jest lepszy, mniej cukierkowy, bardziej zróżnicowany, bo drugi to raczej sprawy łóżkowe.

Moim zdaniem obie części powinny być trochę "ścięte" i przekształcone w jeden obszerniejszy tom. Książki czyta się szybko, ale z czasem monotonność zaczyna nudzić.