Strony

24 lut 2020

DZIEŃ W KTÓRYM UMARŁAM - Belén Martínez Sánchez

Dla Diletty Mair wszystko zmieniło się drugiego października dwa tysiące trzeciego roku. Wtedy zrozumiała, że naprawdę istnieje życie po śmierci. Że anioły mają niewiele wspólnego z jej wyobrażeniami, a zamieszkane przez demony piekło jest czymś jak najbardziej rzeczywistym.
Drugi października dwa tysiące trzeciego roku okazał się dniem innym niż wszystkie.
Tego dnia Diletta Mair umarła.
Czasem niebo budzi strach, a wspólny język łatwiej znaleźć z demonami.
Szczególnie, gdy stajesz się jednym z nich.[opis wydawcy]

Wydawnictwo: Mira (obecnie HarperCollins)
Premiera: 2014
Stron: 380



Fantastyka była, jest i chyba będzie moim ulubionym gatunkiem, i choć sięgam po inne typy książek co jakiś czas muszę wrócić do tego, do którego mam największą słabość. Fakt jest taki, że był czas iż książki z grupy urban fantasty, dark fantasty... powstawały jak bułeczki teraz nastała cisza i coraz mniej nowości z tego gatunku jest na rynku. Więc nie pozostaje mi nic innego jak sięgać po starsze premiery, których jeszcze nie czytałam.

Jedną z takich książek jest powieść "Dzień w którym umarłam". Jest to debiut młodej hiszpańskiej autorki (niestety jest to chyba jedyna jej książka, gdyż nie ma więcej żadnej wzmianki o innych jej utworach). Jak na debiut bardzo dobry, jak na książek z gatunku fantastyka średnia.
Jest to druga  czytana przeze mnie powieść z tego co pamiętam, w której demony są dobre a Anioły złe.

Główną bohaterką jest Diletty nastolatka, która ma dar widzenia duchów. Jej przeznaczenie zmienia się z chwilą, gdy zostaje przypadkowo  zraniona przez aroganckiego Aloisa, który nie jest człowiekiem. Przez ten nieumyślny wypadek Diletty  po przedwczesnej śmierci trafia do świata demonów i staje się jednym z nich. Niestety w szeregach czają się zdrajcy, którzy chcą Diletty przenieść w miejsce, gdzie powinna trafić, ale czy nastolatka tam chce być? 

Poznawanie historii jest bardzo szybkie, powieść napisana jest prostym, młodzieżowym stylem. Nie ma w niej ani wulgaryzmów, ani scen łóżkowych jest mały romans oraz przygoda, walka i przyjaźń. Typowo młodzieżowe klimaty z odrobiną aury anielsko-demonicznej.
Bohaterowie są zabawni, dobrze i wyraziście wykreowani. Narracja jest dwufazowa. Raz historię widać oczami Aloisa a raz Diletty.
Dialogi często rozbawiają.

W powieści nie można doszukiwać się wielkiego "łał", ale świat wykreowany przez autorkę jest interesujący. Fabuła nie przytłacza, nie ma w niej nudy, ani podobieństw do innych książek tego typu.Chociaż, niektóre wątki nie są nowe.
Powieść jest bardzo dobrym urozmaiceniem.

"Dzień w którym umarłam" nie jest książka wysokich lotów, jest trochę przeciętna, ale dobra w czytaniu. Wielu czytelników ją zachwalało,  jednak mi zabrakło emocji. I chociaż odnalazłam się w tej powieści, nie jest to "to"  czego w niej  szukałam. Może niezbyt polecam tą książkę, ale zachęcam do zainteresowania się nią fanów fantastyki.