Opowiadanie napisałam kilka lat temu i nie ma nic wspólnego ze mną i moim życiem.
I
Mieszkałam na pięknej polskiej wsi otoczonej lasem, górkami pełnymi łąk i śpiewu ptaków. Zapach trawy suszącej się na słońcu, pianie kogutów o poranku i wiecznie szczekający pies. Najpiękniejsze wspomnienia beztroskiego życia….
Wracając do lat młodości wracam do swojego ukochanego miejsca, do którego chodziłam w chwilach zwątpienia - stary kamieniołom. Mieszkańcy wsi po drugiej wojnie światowej, w tym właśnie miejscu wykopywali kamienie i sprzedawali je na budowę domów
czy dróg. Znajdował się on na skraju sosnowego lasu. Wchodząc do niego miało się uczucie spadania coraz niżej i niżej, a kamienie otaczały schodzącego z każdej strony. Jeśli się,
im dobrze przyjrzało, to można było ujrzeć skamieniałe muszle, morskie porosty, a nawet szkielety ryb.
To co pozostało po tamtych czasach porosło mchami, dzikimi kwiatami i trawą.
Z tym miejscem miałam wiele innych - radosnych wspomnień: ogniska pełne zabaw, śpiewu, żartów i wygłupów.