Autor: Tammara Webber Wydawnictwo: Jaguar Premiera: 2016 Seria: Kontury serca (tom 3) Stron: 397 |
"[...]- Dawno temu pewien niegodny chłopiec wyciągnął z oceanu małą, na wpół utopioną ambitną syrenkę. Położył ją na pisaku i pomyślał, że serce mu pęknie, jeśli ona się nie obudzi. Od momentu, kiedy otworzyła swoje wielkie ciemne oczy, jego serce nie należało już do niego."[...]*
Pearl i Boyce przyjaźnili się od dawna, jednak ich znajomość była dość dziwa. Posyłali sobie ukradkowe spojrzenia, ale nie pokazywali się wspólnie między ludźmi.
Wszystko zmienia się w chwili, gdy Pearl rezygnuje ze studiów medycznych, aby wybrać kierunek, który ją interesuje.
Pearl jest ambitna, grzeczna, wychowana w dość zamożnym środowisku. Potajemnie zakochana w przyjacielu.
Boyce jest jej przeciwieństwem - buntowniczy, skazany tylko na siebie. Ojciec alkoholik, matka odeszła, brat zginął. Ma jednak swoje przekonania, zainteresowania oraz uczucie, które skrywa głęboko w sercu.
Czy Pearl i Boyce rozbiją mur, który ich rozdziela?
Fabuła po krótkim streszczeniu może wydawać się ciekawa, ale co tu ukrywać - książka jest przeciętna. Zabierając się za czytanie, przygotowałam się na chwile pełne romantyzmu, uniesień oraz tajemnic - nie otrzymałam żadnej z tych rzeczy.
Fabuła nie jest zbytnio rozbudowana, autorka skupiła się przede wszystkim na relacjach głównych bohaterów. Opisane wydarzenia na dobrą sprawę można opowiedzieć w kilku zdaniach - a powieść ma ponad trzysta stron.
Obustronna narracja pozwala na dogłębne poznanie uczuć młodych zakochanych oraz ich wahanie, gdyż obydwoje myślą" kocham - ale to nie moja liga". Z czasem takie podejście zaczyna irytować, gdyż ileż można czytać prawie o tym samym.
Odrobinę rozrywki dają retrospekcje - czasy dzieciństwa obydwojga bohaterów.
Postacie drugoplanowe w tym przypadku są dosłownie dekoracjami do wydarzeń, gdyż nie odgrywają znaczącej roli. Jedyną osobą, która wzbudziła we mnie nienawiść i najbardziej wyodrębniła się z otoczenia (choć jej udział w powieści jest mały) to matka Boyce - takich ludzi powinno się izolować.
Odrobinę ciekawiej robi się pod koniec książki. Wówczas wydarzenia lekko przyśpieszają. Jednak szału nie ma.
Czytanie, cóż... niby jest szybkie, ale nie całkiem. Autorka strasznie pląta, i czasem ma się mętlik, czy opisane wydarzenia dotyczą przeszłości czy teraźniejszości. Poza tym miałam wrażenie, że niektóre wydarzenia zostały zaczerpnięte z jakiegoś filmu lub książki - wiele razy przez głowę przelatywała mi myśl - "ale ja to już gdzieś widziałam".
"Tak blisko..." - to powieść, którą miło wspominam, dlatego liczyłam, że "Tak słodko" będzie też tak lekką i przyjemną powieścią. Niestety jestem rozczarowana, gdyż pisarka utwór utrzymała w innych klimatach. Zapewne chciała dobrze wypaść, ale to się nie udało.
Podczas czytania brakowało mi dramatów bohaterów, przeszkód w ich drodze do szczęśliwego zakończenia oraz romantycznych uniesień. Zabrakło mi też tej tytułowej "słodkości". Wszytko było trochę mdłe. Powieść nie odznacza się niczym ciekawym - wypada przeciętnie. Szkoda.
Cytat: str.385 wyd.2016