Autor: Anna Dąbrowska Wydawnictwo: Zysk i S-ka Premiera: kwiecień 2017 Stron: 392 |
Z twórczością Anny Dąbrowskiej spotkałam się po raz pierwszy i tak na dobrą sprawę nie wiem, czy mogę powiedzieć iż to "spotkani" było udane.
Fabuła powieści zapowiadała się naprawdę ciekawie, ale...
Głównymi bohaterami są Julita i Marcel
Marcel za wszelką cenę próbuje namówić Julitę, aby mu pomigała a on pomoże jej.
Czy Julita pokona lęk przed dotykiem? Czy zatańczy? Czy zaufa Marcelowi?
Ważnym czynnikiem sukcesu powieści jest polubienie bohaterów i utożsamianie się z nimi...i tutaj niestety wychodzi pierwszy minus. Nie polubiłam bohaterów, ba przez cały czas mnie irytowali. Kubę i Olkę to już nawet nie brałam pod uwagę, ale Marcel i Julita drażnili mnie swoimi myślami, poglądami i podejściem. Niestety do samego końca nie przełamałam lodów z nimi, a zakończenie utwierdziło mnie w przekonaniu o głupocie owych bohaterów.
Drugim minusem były dla mnie dialogi...okropnie mnie gryzło ich czytanie. Niby formalnie były dobrze skonstruowane, ale strasznie sztuczne je odczuwałam. Zabrakło mi w nich życia, realizmu, pasji. Też nie za bardzo posmakowało mi "pióro" pisarki. Nie zaprzeczę, że z całości mogłabym wyodrębnić wiele dobrze napisanych fragmentów, w których nawet odczułam klimat. Niestety jest też dużo niespójnych chwil, które niszczą cały efekt.
Miałam też wiele momentów, które kojarzyły mi się z wcześniej czytanymi powieściami lub obejrzanymi filmami, jakby autorka na nich się wzorowała, tworząc swoją opowieść.
Dodatkowo Julita za szybko przestałam odczuwać ogień dotyku
Aby nie być wredną i nie doceniającą polskiej twórczości osobą wspomnę co mi się podobało. Otóż pomysł na fabułę. Różnica wieku bohaterów. Niby dziewięć lat - dużo i nie dużo. Literatka tworzy prześliczne porównania i akurat to z jej warsztatu jest dużym plusem oraz morał/przekaz z epilogu. A też dam plusa za narrację - czyli była moja ulubiona - dwufazowa
Na poznanie losów bohaterów nie potrzebowałam dużo czasu. Niestety co z tego, że szybko przeczytałam, jak nie odczułam satysfakcji z lektury.
A więc jakie było dla mnie czytanie "W rytmie passady"? W przeważającej mierze irytujące i męczące. Dodatkowo literatka za dużo problematycznych tematów włożyła do fabuły. I może dlatego, żadnego z nich nie rozwinęła perfekcyjnie. Twórczyni utworu za szybko pokonała przeszkody jakie stały na drodze bohaterów. Wszystko poszło gładko, aż za gładko. Przez takie wygładzenie nie odczułam klimatu, stresu, obaw bohaterów. Zakończenie...totalny zgon.
Powieść podsumuje cytatem z książki, który najbardziej odzwierciedla moje wrażenia:
"Ułożenie tej skomplikowanej układanki [...] wydało się zbyt trudne. Poszczególne elementy nie pasowały do wizji całości."*
cytat: str. 358, wyd. 2017, wydawnictwo Zysk i S-ka