16 sty 2012

Nie - pewność III

    



                                                   III


Londyn, to bardzo interesujące miasto, kryjące w sobie wiele mrocznych sekretów. Dzięki specyficznemu klimatowi mogłam rozwijać swoje hobby. Często robiłam zdjęcia o zachodzie słońca, wychodziły bardziej efektownie. Widok z okna nigdy mnie nie nudził, zawsze widziałam coś nowego, coś co można uwiecznić.
 Najciekawsze ujęcia wysyłałam do wydawnictw, gazet i tak zarabiałam dodatkowe pieniądze. Życie w dużym mieście, w innym kraju nie było tanie i łatwe.
                                                                                                            
Praca, którą dostałam okazała się bardzo ciekawa, ale pierwszy dzień na planie filmowym, to był koszmar.
Czułam okropną presję. Nie wiedziałam, co  robić, mówić - zapomniałam angielskich znaczeń. Pomimo że język umiałam dobrze, to stres zrobił swoje.
 Na szczęście osoby, z którymi miałam pracować okazały wyrozumiałość i pokazały wszystko, co powinnam wiedzieć na początek.
Najbardziej pomógł mi Nick, to z nim najszybciej się zaprzyjaźniłam. Był Amerykaninem o czarnych włosach, szarych oczach, jego  twarz była bardzo męska o lekkim zaroście, a ciało tak umięśnione, że przypominało zgrabnie wyrzeźbiony posąg.
Dobrze rozumiał co czułam.  Sam rok przed moim przyjazdem przeszedł taki sam scenariusz.
Dzięki niemu szybko za klimatyzowałam się w nowym środowisku.                                                      
To wspaniałe uczycie być, widzieć  jak tworzony jest film.                            
 Ogromne kamery, studia, mankiety przedstawiające rzeczywistość, duże garderoby,  ludzie, których znałam tylko z telewizji.
 Wcześniej nie miałam pojęcia, ile potrzeba osób i czasu, aby nagrać kilka scen. Jak ciężkie i wyczerpujące są powtórki tych samych czynności.                                                                                                   
Często, byliśmy zmuszeni opuszczać nasz rejon i z ekipą jechać na inne plany. Wszyscy byliśmy jak jedna wielka rodzina. Dużo śmiechu i zabawy.
Czasem zdarzało się komuś przeholować i zawsze ktoś obrywał od szefostwa.
 Nie zawsze było tak wesoło. Chwilami praca była ciężka i denerwująca. Kilkakrotne powtarzanie scen, rozpadanie się rekwizytów, nastroje aktorów.
 Zdarzały się także wypadki podczas efektów specjalnych, ale nie tylko wtedy. Praca ze zwierzętami wymaga skupienia i dużej uwagi. Nieodpowiedzialne zachowanie przy nich, groziło kalectwem lub co gorsze śmiercią.
Pomimo tego uwielbiałam zajęcie jakim obdarował mnie los. Był jeszcze jeden powód, dla którego kochałam swoją pracę - zwiedziłam dużo krajów Europy i miast Ameryki.
Wszystko było inne - świat był inny, ludzie byli inni, nawet powietrze, którym oddychałam było inne.                                                                                        
 Dzięki pracy, poznałam wiele znanych osób z branży filmowej.
 Zdarzało się, że gwiazdy okazywały się kapryśnymi i wymagającymi istotami. Z czasem zrozumiałam, że to jednak samotne osoby. Pomimo sławy, dużego majątku, odczuwają presję, która ich przytłacza.                                                                                                        
 Pod wpływem otoczeni, wymogów, zapisywałam się na różne kursy szkoleniowe.
 Były rzeczy, o których nie miałam pojęcia, zachowania, których musiałam się nauczyć. 
Często bywałam na wielkich przyjęciach i galach. Jako szara myszka ukradkiem podziwiałam wspaniałe stroje, ekskluzywne auta.               
Zarabiałam niezłe pieniądze. Pewną kwotę zawsze wysyłałam mamie. Nie byłam wymagająca, ale ambitna i to była główna przyczyna rozpoczęcia nauki na emigracji. 
Na początku douczałam się języka angielskiego – gramatyki.  Pracowałam także nad wymową i akcentem, aż w końcu doszłam prawie do perfekcji.
 Kiedy zostałam przyjęta na pierwszy rok  wiedziałam, że  dam sobie radę ze wszystkimi trudnościami losu.
 Będąc na emigracji wydoroślałam, zmądrzałam, zaczęłam inaczej spostrzegać świat.
Życie jednak stawia dużo przeszkód pod nogami, ale o tym to miałam się dopiero przekonać.
 Praca i nauka zajmowały mi każdą wolną chwile, ale byłam prawie szczęśliwa. Robiłam to, co dawało mi satysfakcję, miałam przyjaciół, na których mogłam liczyć. Do prawdziwego szczęścia brakowało mi jednak  osoby, z którą mogłabym podzielić się swoją radością, smutkiem, planami na dalszą przyszłość.  Jednym słowem – księcia z bajki.
Z wiekiem człowiek zdaje sobie sprawę, że samotność nie jest aż tak atrakcyjna.
Los, kilkakrotnie nasuwał mi szanse, na odszukanie swojej połowy.
Na uczelni poznałam Roberta. Wysoki brunet o nieziemskim ciele. Jego niebieskie oczy - nie z tego świata. 
Po kilku tygodniach znajomości, zaczęliśmy się spotykać. Zaskoczył mnie już na pierwszej randce.  Zamiast do kina, zawiózł  na piękną polanę porośniętą kwiatami. Wokoło rosły potężne stare drzewa, które widziały nie jedną randkę, a na podstawie obserwowanych historii, napisałyby ciekawe powieści. Parę kroków dalej płynął strumyk. Woda w nim była tak czysta, że na dnie odbijał się złoty piasek.
 Robert wiedział, że takie klimaty dla fotografa – amatora - są najodpowiedniejsze. Chciał zrobić mi niespodziankę, którą zapamiętam na zawsze. Trafił w dziesiątkę. Wspaniale spędziłam czas. Raj dla oczu i radość w sercu.                                                                          
Innym razem chciał nauczyć mnie surfować,  nic z tego nie wyszło, panicznie boję się wody (uraz z dzieciństwa).
Po nieudanej próbie zapytał:      
- Potrafisz jeździć na łyżwach?
Gdy zadawał pytanie w oczach zapaliła się iskierka szaleństwa.                
- Kiedyś potrafiłam … ale to było dawno!  
 - Aha…- przesunął rękę po brodzie. - Tak więc trzeba spróbować. 
Zawiózł mnie na sztuczne lodowisko. Po wyjściu na lód nie byłam pewna, czy pamiętam jak się poruszać. Na efekty nie musiałam długo czekać. Jazda wyszła perfekcyjnie, nie obyło się bez upadku, ale to mały szczegół. Robert  potrafił zaskakiwać.                                                                                                       Przeżyliśmy wieczorne spacery, wyjazdy na dziką plażę, szalone imprezy. Były to chwile godne zapamiętania. Mój wybranek był romantyczny i czuły. Jego pocałunki sprawiały wiele przyjemności, było jednak jakieś ALE…
 Moje serce nie mogło go pokochać. Wątpiłam, czy jest w stanie kogokolwiek pokochać.  Im dłużej byłam w związku z Robertem, tym bardziej czułam się jak ptak w złotej klatce.
Podczas jednego z naszych spotkań, podjęłam spontaniczną decyzję.                                                         
- ... Żegnaj ! - wypowiedziałam jednym tchem.
Postąpiłam bezdusznie. Odwróciłam się i odeszłam, nie żałowałam podjętej decyzji. Odczułam ulgę - poczułam wolność.
Nie mogłam postąpić inaczej. Z czasem ranilibyśmy się nawzajem. Ja nie potrafiłabym dać mu tego o czym marzył. A on tego czego ja pragnęłam od życia.            
                                                                                                                                         
                                                           
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                            
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Kursory na bloga